Gdy wsiadałam do
samolotu, wszyscy już się dobrali i siedzieli w parach, samotni
zostali tylko Harry i George. Kusiło mnie, żeby usiąść z
Potterem, może w końcu byśmy porozmawiali, ale jednak, gdy
pomyślałam, jak może się potoczyć ta rozmowa, doszłam do
wniosku, że wciąż nie mam wystarczająco odwagi. Na dodatek George
uśmiechnął się do mnie i wskazał błagalnie na miejsce obok
siebie. Właśnie w takich sytuacjach widać było, jak bardzo
brakuje mu Freda. Szybko okazało się, że nie chodziło tyle o
mnie, co o pokaźnych rozmiarów kobietę, która już zmierzała w
kierunku tego samego miejsca. Ze względu na swoją zwinność
wyprzedziłam ją i sama zajęłam miejsce obok brata, a rozczarowana
kobieta musiała zadowolić się miejscem obok Harry'ego. Wyraźnie
mu się to nie spodobało. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro kobieta
zajęła jeszcze połowę miejsca chłopaka i przygwoździła go do
okna. Uśmiechnął się tylko pod nosem i zamknął oczy. Był taki
uroczy, w końcu spokojny, jego twarz spowita była zmęczeniem, ale
na ustach błąkał się delikatny uśmiech, może śniło mu się
coś miłego.
Z rozmyślań o
Harrym i jego snach wyciągnął mnie George, który postanowił, że
nafaszerujemy się czekoladowymi żabami. Nie pytałam, skąd je ma.
Byłam pewna co do ich pochodzenia, sklep z Magicznymi Dowcipami
Weasleyów stał pusty, ale na pewno nie bezużyteczny. Zastanawiałam
się, co George będzie robił po powrocie. My mogliśmy wrócić
chociaż na rok do Hogwartu, Bill miał Fleur i pracę w
Ministerstwie, Charlie smoki w Rumunii, Percy też pewnie zostanie w
Ministerstwie, pomimo swoich grzechów przeszłości, a co miał
George? Sklep w Londynie, który prowadził z Fredem, a Freda już
nie było. Każdy przeżył jego stratę, lecz siłą rzeczy jego
bliźniakiem wstrząsnęło to chyba najmocniej, choć z uporem
maniaka tego nie okazywał.
- Brakuje mi go,
Ginny - powiedział cicho i nagle, jakby na potwierdzenie moich
myśli. W jego oczach lśnił smutek, a usta drżały nerwowo. -
Czuję się, jakby wyrwano mi kawałek serca. Zawsze razem,
nierozłączni, najwięksi psotnicy w Hogwarcie, najlepsi wytwórcy
magicznych zabawek. Nie umiem tak bez niego - wydusił z siebie cicho
i opadł na moje ramię.
Nic nie
odpowiedziałam, pogłaskałam go po głowie i sama powstrzymywałam
cisnące się do oczu łzy. Doskonale rozumiałam jego uczucia, takie
same myśli miałam, gdy zobaczyłam Harry'ego na rękach Hagrida.
Przez chwilę myślałam, że wyrwano mi serce, że zaraz umrę, a
jednak nadal żyłam, oddychałam i musiałam walczyć. Tylko Harry
wrócił, może nie do mnie, ale chociaż do mojego świata.
Mimowolnie obróciłam się do tyłu i spojrzałam na bruneta, który
w tym samym momencie podniósł wzrok i obserwował, jak pocieszam
brata. Nasze spojrzenia spotkały się i zatrzymały, wpatrywaliśmy
się w siebie intensywnie, jakby szukając odpowiedzi na wszystkie
pytania. Gdy tak na niego patrzyłam, nie pierwszy raz w życiu
żałowałam, że nie opanowałam legilimencji, ale z drugiej strony,
czy ja naprawdę chciałam wiedzieć, co Harry myśli, wpatrując się
we mnie z takim bólem? Wciąż się bałam, że nie wszystko w jego
sercu jest tak jak kiedyś.
Odwróciłam głowę
i skupiłam się na George'u, próbowałam przenieść jego uwagę na
jakieś inne tory niż zmarły brat bliźniak. Mnie również
brakowało Freda, brakowało mi nawet tych wszystkich psot i
maltretowania mnie jako najmłodszej, a na dodatek dziewczyny.
Czułam, że bez niego już nic nie będzie jak kiedyś. Ta wojna
kazała nam dorosnąć, bardzo szybko dorosnąć. Mimo to nie
sądziłam, żeby Fred był zadowolony z naszej rozpaczy, chciałby,
żebyśmy spróbowali żyć dalej, bo przecież czas płynie, świat
ucieka i tak od lat. Niezależnie od tego, czy on jest z nami, czy
nie.
George po godzinie
zasnął, a ja zostałam sama ze swoimi myślami, nie mogłam się na
niczym skupić, choć próbowałam czytać jakieś mugolskie gazety
dostępne w samolocie. Czasami chciałam być takim niczego
nieświadomym mugolem, którego największym problemem jest następny
dzień pracy, a nie walka o zachowanie swojego świata. Choć
Voldemorta już nie było, to między nami wszystkimi wciąż czaił
się jego cień, nie dając nam spokoju. Czułam, że to, co dzieli
mnie i Harry'ego, to właśnie ostatni rok, Voldemort, jego klęska i
wszystkie poświęcenia Wybrańca, aby uratować czarodziejski świat
od totalnej zagłady. Podziwiałam go, oczywiście, dla wszystkich
był bohaterem, ale dla mnie przede wszystkim był tym zwykłym
chłopakiem w czarnych włosach i okrągłych okularach, który
czerwienił się, gdy wspominałam o swoich byłych chłopakach, bał
się, że ktoś nas nakryje, gdy po kryjomu całowaliśmy się przy
posągu w Hogwarcie. Był moim, kochanym Harrym, który końcowe
miesiące piątego roku mojej nauki w szkole magii uczynił
najpiękniejszymi miesiącami mojego życia. I tylko jego własne
obawy nas rozdzieliły. Zawsze w głowie miałam jego słowa, że
będąc ze mną, żył cudzym życiem. Ale, gdy Voldemort został
pokonany, Harry, choć na wyciągnięcie ręki, wciąż był ode mnie
daleko. Usłyszałam poirytowane "przepraszam" i
zobaczyłam, jak Potter przeciska się obok swojej sąsiadki, by
przedostać się do toalety. Tym razem bez wahania ruszyłam za nim,
wspomnienia dodały mi odwagi.
- Harry, proszę,
porozmawiajmy - zaczepiłam go, gdy wyszedł z toalety. - Przecież
nie możemy siebie unikać, nie chcemy... - zawahałam się i
poprawiłam, bo nie byłam pewne jego myśli. - Ja nie chcę -
zakończyłam twardo, dając mu do zrozumienia, że zależy mi na
naszej relacji.
Ale on tylko
przystanął, spojrzał na mnie z lękiem i odpowiedział:
- Potrzebuję
czasu, Ginny. To wszystko mnie przerasta.
I odszedł,
zostawiając mnie z mętlikiem w głowie. Najbardziej bolało to, że
z Ronem i Hermioną rozmawiał już całkiem normalnie, nawet się
przy nich uśmiechał. Nie miałam im tego za złe, ale nie do końca
rozumiałam, co się dzieje. Czyżby ostatni rok wytworzył między
nami przepaść nie do pokonania? Jeśli tak, to prawdopodobnie runę
w nią przy najbliższej okazji.
Resztę lotu byłam
otępiona i nawet nie wiem, jak długo lecieliśmy. Dopiero George
wyrwał mnie z letargu, potrząsając moim ciałem, czego w ogóle z
początku nie czułam.
- Wyglądasz, jakby
ktoś rzucił na ciebie Drętwotę - zaśmiał się George.
Ucieszyłam się, że wraca mu humor. Chociaż jemu.
- Przysnęłam -
skłamałam gładko. - Każdemu się zdarza - uśmiechnęłam się
blado, mając nadzieję, że nie będzie zbyt spostrzegawczy. Ale
George sam był zbyt otępiały, żeby zauważyć to samo u mnie.
Wysiedliśmy z
samolotu i od razu zaatakowało nas palące słońce, które parzyło
we wszystkie części ciała, ale mimo to było piękne i napawało
optymizmem. Tata chciał wyczarować sobie okulary przeciwsłoneczne,
ale mama skarciła go, gdy tylko sięgnął po różdżkę. To miały
być wakacje bez czarów. Zaśmiałam się na widok przekomarzających
się rodziców, od tylu lat zawsze tacy sami. Potem spojrzałam na
Billa, który czule obejmował Fleur, Rona, który niby niechcący
złapał rękę Hermiony i poczułam się strasznie samotna.
- Miłość kwitnie
- powiedział Charlie, prychając pod nosem. - Co nie, Ginny? -
zwrócił się do mnie, bo jakoś nikt nie kwapił się z odpowiedzią
na jego stwierdzenie.
- Jak widać na
załączonym obrazku - odpowiedziałam z westchnieniem, nie chcąc
wdawać się w dyskusje.
- I tylko nas jak
zwykle omija - stwierdził gorzko Charles. Przypomniałam sobie, że
on sam musiał zerwać ze swoją narzeczoną, gdy zdecydował się na
czas walki wrócić do Anglii. Nie rozumiałam tej sytuacji, ale ja
chyba po prostu nie rozumiałam miłości.
- Nie omija, tylko
okoliczności zmuszają nas do rezygnacji z własnego szczęścia -
stwierdziłam, mając na myśli za równo swoją sytuację jak i
Charliego. - Miłość nie jest dana raz na zawsze, ale nie możemy
się poddawać. Walcz, Charlie, walcz.
- Dorosłaś,
Ginny, bardzo dorosłaś - powiedział z uznaniem i lekkim
zdziwieniem. - I wiesz co? Masz rację! Tak! Masz świętą rację -
krzyczał wesoło z radości, której kompletnie nie rozumiałam. -
Dzięki, Ginny! - Pocałował mnie w policzek i czym prędzej pobiegł
do Percy'ego, jakby ten miał mu pomóc w jakimś misternym planie.
Nigdy nie rozumiałam moich braci.
- Chyba otworzyłaś
mu oczy. - Podszedł do mnie George, który najwyraźniej całą
naszą rozmowę podsłuchiwał.
- Oby nie tylko
jemu - szepnęłam, mając na myśli Harry'ego, podbiegającego
właśnie do Rona i Hermiony, choć jeszcze przed chwilą szedł
spokojnie za nami. Czyżby coś usłyszał? A jeśli tak, to czy
dotarło do niego, że nie chodzi tylko o Charliego, ale i o nas? Nie
miałam czasu na zadawanie sobie tych wszystkich pytań, bo akurat
weszliśmy do hali przylotów, żeby odebrać swoje bagaże.
Po otrzymaniu
wszystkich walizek z powrotem, wsiedliśmy do autokaru, który miał
nas zawieść do hotelu. Tym razem już się nie zastanawiałam,
tylko od razu usiadłam z Georgem. Skoro Potter potrzebował czasu,
nie zamierzałam mu go zabierać. W hotelu okazało się, że mamy do
dyspozycji wielki apartament z czterema sypialniami i salonem. Już
nawet nie pytałam, skąd na to wszystko mamy pieniądze, skoro w tym
świecie obowiązuje inna waluta niż w czarodziejskim. Pokoje
podzieliły się równie szybko co siedzenia w samolocie. Ron
wybłagał u mamy pokój z
Hermioną, chociaż nie była tym zachwycona, wspominając coś o
tym, że takie rzeczy to po ślubie. George, Charlie i Percy zajęli
salon, uznając, że jest największy, a skoro ich jest trójka, to
muszą mieć najwięcej przestrzeni. W ten sposób została jedna
sypialnia, ja i Harry. Byłam wściekła, a on uśmiechał się pod
nosem.
- Uch - westchnęła
mama - skoro Ron i Hermiona, to wy pewnie też, tak... - bardziej
stwierdziła, niż zapytała, a ja spojrzałam z niedowierzaniem.
Nikt tego nie zauważył? Nie zorientowali się, że Harry
praktycznie ze mną nie rozmawia i odnosi się do mnie z rezerwą?
Naprawdę nie było tego widać? Przez chwilę miałam wrażenie, że
wpadłam w paranoję, wymyśliłam sobie, że Potter ma jakiś
problem, ale odezwała się Hermiona.
- To nie jest
najlepszy pomysł. Myślę, że lepiej będzie, jeśli ja będę w
pokoju z Ginny, a Ron z Harrym.
Wszyscy przyjęliśmy
to z wdzięcznością, no, może oprócz Rona, który jęczał coś o
niesprawiedliwości losu. Szepnęłam do Hermiony "dziękuję"
i byłam pewna, że brunet to zauważył i na chwilę zagościł na
jego twarzy grymas zawodu. Ale, jeśli chodzi o Harry'ego Pottera i
jego ówczesne uczucia, to niczego nie byłam pewna.
Było późne
popołudnie, gdy się rozpakowaliśmy, więc zeszliśmy na
obiadokolację, przynajmniej przy stole nie było problemów, bo
wszyscy mogliśmy usiąść razem. Nie zwracałam uwagi na nikogo,
nie miałam już siły. Obok mnie toczyły się zażarte dyskusje o
tym, co można robić w tym miejscu przez dwa tygodnie, ale ja byłam
poza tym. Spojrzałam na niego i odkryłam, że nie tylko ja nie
brałam udziału w dyskusji. On także był jakby nieobecny, jakby
ktoś rzucił na niego drętwotę, mówiąc obrazowymi słowami
George'a. Liczyłam na choćby drobny uśmiech, gest, cokolwiek, co
mogłoby dać mi nadzieję na pomyślne rozwiązanie tej sytuacji.
Nie dostałam nic, a w głowie wciąż tkwiły mi słowa profesor
McGonagall.
Wieczorem
razem wyszliśmy na spacer wzdłuż piaszczystej plaży, słońce
zachodziło, a morze było wyjątkowo spokojne. W końcu się
zmęczyliśmy i usiedliśmy na brzegu. Usiadłam pomiędzy Ronem i
Hermioną, ale brat obdarzył mnie tak zabójczym spojrzeniem, że od
razu się wycofałam. Granger spojrzała na mnie przepraszająco, Ron
delikatnie się uśmiechnął i wzruszył ramionami, w odpowiedzi na
ten gest również się uśmiechnęłam. Nie mogłam mieć za złe
bratu tego, że w końcu znalazł szczęście. Gdy tak na nich
patrzyłam, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że cały czas idę i
to do tyłu. Zwróciłam na to uwagę dopiero, gdy na coś wpadłam,
właściwie na kogoś, na Harry'ego oczywiście, który cały spacer
wlókł się kilkaset metrów za nami. Wpadłam na niego, oboje się
przewróciliśmy i teraz leżeliśmy obok siebie na piasku.
Odwrócił
głowę i spojrzał na mnie czule. Rozpłynęłam się pod tym
spojrzeniem, przybliżył się do mnie, jego oczy spoglądały na
moje usta. Już czułam jego oddech na wargach, już wyobrażałam
sobie nasz pocałunek po tak długiej rozłące, już wierzyłam, że
od teraz będzie tylko lepiej. Lecz w tym samym momencie, w którym
Harry zamknął oczy, chcąc mnie pocałować, między nas wpadł
George, krzycząc: "Nie wiedziałem, że robimy kanapkę!".
I tak oto cała rodzina Weasleyów, łącznie z rodzicami!, rzuciła
się na nas. Tarzaliśmy się w piasku, a ja żałowałam, że George
nie poczekał choć chwilę dłużej. Było już tak blisko. Długo
mogła nie nadarzyć się znów podobna okazja, Harry mógł już nie
mieć odwagi, nie chcieć, a ja miałam co raz mniej siły.
Oczywiście cieszyłam się, że mój brat wraca do starych
zwyczajów, to świadczyło o tym, że co raz lepiej radzi sobie z
brakiem swojego bliźniaka, ale naprawdę byłam wtedy rozczarowana.
Bałam się, że to była nasza jedyna szansa.
Gdy
wracaliśmy do hotelu, Hermiona posyłała mi znaczące spojrzenia. W
pokoju czekała mnie poważna rozmowa, dobrze o tym wiedziałam. Ona
jedna mogła mi jeszcze jakoś pomóc. Wierzyłam, że będzie tą,
która połączy na nowo losy moje i Harry'ego.
-
Nie rozumiem, co się między wami dzieje - oznajmiła bezradnie,
kiedy leżałyśmy już w łóżkach gotowe do snu, a z salonu
dochodziły odgłosy dzikiej zabawy urządzonej przez moich trzech
najstarszych braci. - Jak patrzę na Harry'ego, to widzę, że za
tobą tęskni, że mu zależy. Ale jak z nim rozmawiam, to nie jest w
stanie stwierdzić, czy w ogóle na czymkolwiek mu zależy - ciągnęła
rozżalona - kurczę, naprawdę mi się to nie podoba. Owszem, on
nigdy nie był dobry w relacjach z dziewczynami, wystarczy pomyśleć
o jego związku z Cho. - Wspomnienie pierwszej dziewczyny Pottera
wzbudziło we mnie jeszcze większy smutek, ale Hermiona nie zwróciła
na to uwagi, tylko mówiła dalej. - Tylko z wami to co innego, wy
się zawsze dogadywaliście, tak długo na siebie czekaliście, w
takich okropnych okolicznościach się rozstaliście. To straszne, wy
musicie do siebie wrócić...
Słowa
Granger dodały mi otuchy, ale dobrze wiedziałam, że wcale nie
musimy.
-
On się zmienił, Hermiono, to nie jest ten sam Harry -
odpowiedziałam przyjaciółce. - To wszystko strasznie go
okaleczyło, nie radzi sobie z relacjami z ludźmi.
-
Nieprawda! Ze mną i Ronem rozmawia - stwierdziła, była tak
oburzona, że aż wstała z łóżka, a ja tylko na nią spojrzałam
ze zdziwieniem, ale i zrozumieniem.
-
Widzisz, wy byliście z nim, szukaliście z nim horkruksów, ty byłaś
z nim w Dolinie Godryka, uratowałaś go przed Voldemortem, Ron
uratował go przed jednym z horkruksów. Wy wiedzieliście wszystko,
ja do tej pory znam tylko strzępki historii...
Hermiona
natychmiast mi przerwała, nie dając dokończyć myśli.
-
Nie wiedzieliśmy wszystkiego! Do Zakazanego Lasu poszedł sam, nawet
się nie żegnając. Przecież on szedł na śmierć! - krzyknęła
rozpaczliwie na wspomnienie tych strasznych chwil, kiedy myśleliśmy,
że Harry już nigdy nie stanie obok nas.
-
Ale i tak wiedzieliście więcej - ciągnęłam dalej, nie zwracając
uwagi na łzy szatynki. - To wy byliście z nim przez cały czas, my
byliśmy blisko przez pół roku, rok. Wy jesteście razem od siedmiu
lat, na dobre i na złe, na życie i śmierć - głos mi drżał, gdy
to wszystko mówiłam, ale musiałam w końcu komuś to opowiedzieć.
- To ze mną żył pożyczonym życiem - dodałam na koniec i łzy
popłynęły niepohamowanym strumieniem.
Hermiona
już nic nie powiedziała, chyba zrozumiała całą sytuację. To,
jak wielka przepaść pojawiła się między mną a Harrym, gdy
pożegnał mnie rok temu w Norze. Usiadła obok mnie na łóżku,
wzięła w ramiona i pozwoliła mi płakać tak długo, aż skończą
mi się łzy. Szeptała od czasu do czasu, że wszystko się jakoś
ułoży. Bardzo chciałam jej wierzyć, może Potter potrzebował po
prostu czasu? Jesteś
mu potrzebna, Ginny. Jak nigdy dotąd. Tłukły
się w mojej głowie słowa profesor McGonagall, to jedyne, co
pamiętam, bo potem zasnęłam w ramionach Hermiony.
~*~
Jest
i drugi rozdział. Mam nadzieję, że choć trochę się Wam podoba.
Moja sesja miewa się całkiem nieźle, ale byłoby mi jeszcze milej,
gdyby pod rozdziałem znalazło się więcej komentarzy niż ostatnio
<3 Choćby jedno słowo, zwykłe "jestem, czytam".
Chciałabym wiedzieć, ile Was jest, czy jest w ogóle sens coś
dalej pisać :*
Commi.
Witam!
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest super. Czekam na nowy. Jestem ciekawa co ile będzie pojawiał nowy rozdział. Wiem że pisanie nie jest łatwe. Mam nadzieję że będzie pojawiać się dosyć często.
Życzę weny!
Pozdrawiam
Mi się bardzo podoba :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę. Opowiadanie jest bardzo dobre. George jest nadal śmieszny ;), chociaż pewnie brakuje mi Freda…
Żal mi Ginny, a Harry jest jakiś dziwny. Raz taki, raz taki.
Zabrakło mi Artura! Przecież na pewno był zaaferowany tym, że lecą samolotem.
Masz bardzo fajny styl pisania i czyta się przyjemnie.
Pozdrawiam :*
Weny, czasu i chęci <3
The Grey Lady
http://zyj-szczesliwie-nowe-pokolenie.blogspot.com/ (Nowy rozdział)
Hej!
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się zarys tej historii. Czekam na nn. Buziaki!!
Little jest offline xx
Hej, mam nadzieję, że nie zrezygnowałaś ;)
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do LBA!
http://zyj-szczesliwie-nowe-pokolenie.blogspot.com/2016/02/nominacja-do-lba-ii.html