-
Potrzebujemy wakacji - stwierdziła radośnie mama podczas śniadania
w kuchni, odbudowanej po ataku śmierciożerców, Nory. - Tydzień,
dwa. Arturze, weźmiesz urlop w Ministerstwie i wyjedziemy gdzieś na
trochę - ciągnęła dalej, a my patrzyliśmy na nią z
niedowierzaniem.
Spojrzałam
na Rona, który miał równie zdziwioną minę co ja. Wzruszyłam
ramionami i wróciłam do jedzenia owsianki, choć mama nie dawała
za wygraną i już prawie przekonała tatę do wyjazdu na jakąś
rajską wyspę.
Od
wydarzeń w Hogwarcie minął miesiąc. Jednak, pomimo braku
śmiertelnego zagrożenia ze strony Voldemorta, nie był to łatwy i
spokojny miesiąc. Po pogrzebie wszystkich poległych w bitwie, w tym
Freda, trzeba było rozpocząć odbudowę zamku. Każda czarodziejska
para rąk była przydatna. Razem z Hermioną zajmowałyśmy się
przywróceniem porządku w łazienkach i dormitorium Gryffindoru.
Miałyśmy pod sobą kilkudziesięciu uczniów z różnych roczników,
a nawet ich rodziców, oczywiście tych, którzy posiadali
czarodziejskie moce. Ron z resztą moich braci zajmowali się
uporządkowaniem dziedzińca zamku, który był chyba najbardziej
zniszczoną częścią Hogwartu. Harry'ego nigdzie nie było,
Ministerstwo poprosiło go o pomoc w przesłuchaniach śmierciożerców.
Kingsleyowi bardzo zależało na sprawiedliwym potraktowaniu
wszystkich z nich, tak aby już nigdy nie doszło do podobnego
powrotu zwolenników Voldemorta, jak miało to miejsce po jego
odrodzeniu się. Oczywiście było prawie niemożliwe, żeby
czarnoksiężnik wrócił, ale po tylu latach życia w strachu, wciąż
trudno było nam uwierzyć w zupełną wolność. Wątpiłam, by
którykolwiek ze śmierciożerców zdołał uciec przed długimi
latami spędzonymi w Azkabanie, ale chyba po to właśnie potrzebny
był Harry. Miał pomóc ocenić, czy ktokolwiek wart jest
przebaczenia.
Potter
wrócił do zamku dzień przed zakończeniem odbudowy, ale z nikim
nie chciał rozmawiać, prosił o odrobinę spokoju. Było to
zrozumiałe, jednak zdziwiło mnie, że nie chciał widzieć nawet
Rona czy Hermiony. Schował się w swoim dawnym pokoju w dormitorium
Gryfonów i cały dzień z niego nie wychodził. Na koniec pracy
sprawdzałam wszystkie pomieszczenia w wieży, więc weszłam i do
tego pokoju. Zobaczyłam Harry'ego leżącego na łóżku i
trzymającego w dłoni różdżkę. Odwrócił się, gdy usłyszał
dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzał na mnie, ale się nie
uśmiechnął, szepnął tylko ledwie słyszalne "przepraszam".
Nie wiedziałam, czy mówi to do siebie, różdżki czy do mnie, więc
rozejrzawszy się dokładnie po otoczeniu, zamknęłam drzwi i
głęboko odetchnęłam. Wydawało mi się, że gdy Voldemort zniknie
z powierzchni ziemi, wszystko wróci do normy, w tym także relacje
między mną a Harrym. Kilka miesięcy, które spędziliśmy razem w
Hogwarcie, były najpiękniejszym czasem w moim życiu. Sądziłam,
że po pokonaniu wszystkich trudności Harry do mnie wróci i
wszystko będzie tak, jak wtedy. Jednak coś go hamowało, a ja nie
wiedziałam co.
Oględziny
zamku wypadły pomyślnie i wszyscy biorący udział w odbudowie
zebrali się w Wielkiej Sali, aby dowiedzieć się, co dalej.
Profesor McGonagall pełniła obowiązki dyrektora, ale nie odważyła
się usiąść na miejscu Dumbledore'a, choć ten na pewno ją do
tego zachęcał, gdy przebywała w jego gabinecie, a on obserwował
ją ze swojego portretu. W pewnym momencie wstała, uderzyła kilka
razy w puchar przy swoim nakryciu i rozpoczęła przemówienie:
-
Na początek chciałabym podziękować wszystkim tu obecnym, którzy
pomogli w odbudowie Hogwartu. Dzięki wam ten zamek na nowo odzyskał
swoje życie i na pewno będzie służył kolejnym pokoleniom
czarodziejów. Ministerstwo jeszcze nie zdecydowało, kto zostanie
nowym dyrektorem, ale pewne jest to, że we wrześniu znów się
spotkamy, rozpoczniemy nowy rok nauki, zbudujemy wszystko od nowa.
Uczniowie tegorocznej siódmej klasy będą mieli wybór, mogą
wrócić tutaj i odbyć ostatni rok nauki, by spokojnie zaliczyć
owutemy, lub zaliczyć je poza szkołą. Decyzja należy do was,
drodzy uczniowie, w końcu wy jesteście już dorośli. Uczniowie
reszty klas zaliczają ten rok, nie będzie żadnych egzaminów.
Najważniejszy egzamin już zdaliście. Ci, którzy zdecydują się
wrócić na ostatni rok nauki zostaną połączeni z tegoroczną
szóstą klasą. A tymczasem jedźcie do swoich domów i odpocznijcie
choć na chwilę od tego wszystkiego, co działo się w ostatnim
czasie. Do zobaczenia we wrześniu.
Przemówienie
profesor McGonagall zostało nagrodzone głośnymi oklaskami.
Wszystkim wydawało się naturalne, że teraz ona będzie zarządzała
Hogwartem, ale jak widać Ministerstwo miało ważniejsze sprawy na
głowie. Oczywiście, najpierw trzeba było zająć się
śmieciożercami, oni wciąż stanowili zagrożenie, choć nie byli
już zjednoczeni pod berłem jednego przywódcy. Wszyscy wrócili do
jedzenia, a ja zaczęłam zastanawiać się nad tym, co powiedziała
profesor. Dla mnie sprawa była jasna, musiałam wrócić jeszcze na
rok do Hogwartu, zaliczyć owutemy i rozpocząć dorosłe,
czarodziejskie życie. Zastanawiałam się, co zrobią Harry, Ron i
Hermiona. Czy będą chcieli tu jeszcze wracać? Po tym wszystkim, co
się działo? Byłam zdania, że raczej zaliczą owutemy w innych
okolicznościach i zajmą się swoim życiem. No właśnie, swoim
życiem. Spojrzałam na Harry'ego, który grzebał widelcem w sałatce
i nieobecnym wzrokiem patrzył przed siebie. Uśmiechnęłam się do
niego, ale on tego chyba nie zauważył. Albo nie chciał zauważyć.
W tym momencie dotarło do mnie, że Harry w całej tej walce stracił
wszystko - rodziców, ojca chrzestnego, ostatniego przyjaciela ojca,
a Privet Drive przestało już być jego domem. Miał co prawda
Grimmauld Place, otrzymane w spadku od Syriusza Blacka, ale wątpiłam,
by naprawdę chciał tam wrócić. Harry na dobrą sprawę nie miał,
co ze sobą począć w te wakacje i sądziłam, że właśnie to
wprawia go w taki podły nastrój.
Szturchnęłam
siedzącą obok mnie mamę i zapytałam:
-
Co my teraz zrobimy, mamo?
-
Ginny, kochanie, wrócimy do Nory i odpoczniemy, to jest nam teraz
najbardziej potrzebne, na decyzje przyjdzie czas potem - powiedziała
spokojnie, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Miała
przy tym na twarzy mój ukochany, dobrotliwy uśmiech. To oznaczało,
że powoli godzi się z traumą, jaką była strata Freda.
-
No tak, oczywiście - odparłam przytakująco - ale co z Harrym? -
dopytałam, niby od niechcenia.
-
Jak to co? Bierzemy go ze sobą, on nie ma, gdzie się podziać, jego
miejsce jest teraz przy nas, tak jak i Hermiony.
Odetchnęłam
z ulgą, właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałam. A jeśli Harry nie
będzie chciał z nami wracać do Nory? Zapytałam samą siebie,
biorąc pod uwagę jego ostatnie zachowanie wobec mnie i jego
najbliższych przyjaciół. Długo trzymałam w sobie tę obawę, bo
jeszcze kilka godzin krzątaliśmy się po zamku, zanim
zdecydowaliśmy, że czas wrócić do domu.
Stałam
akurat przy kominku w dormitorium, gdy podbiegła do mnie Hermiona.
-
Chodź, Ginny, idziemy się pożegnać z profesor McGonagall. -
Wzięła mnie za rękę i zaczęła prowadzić do portretu Grubej
Damy.
Za
nami słyszałam kroki i przyciszoną rozmowę Rona z Harrym,
przynajmniej z nim zaczął rozmawiać. Po przejściu do wieży
północnej, zapukaliśmy do gabinetu dyrektora, w którym obecnie
urzędowała właśnie McGonagall.
-
Jak dobrze was widzieć - powiedziała radośnie, gdy zobaczyła
naszą czwórkę. - Pewnie przyszliście się pożegnać.
-
Tak, taki mieliśmy zamiar - odpowiedziała od razu Hermiona. - Ale
nie na zawsze - dodała od razu - zamierzamy wrócić na ostatni rok,
przynajmniej ja.
-
Bardzo mnie to cieszy, Hermiono, zawsze miło jeszcze jeden rok uczyć
tak zdolną uczennicę. - Uśmiechnęła się czule w stronę Granger
i zwróciła się do mnie. - Ciebie, Ginny, oczywiście też będzie
miło widzieć. Na dobrą sprawę i tobie mogłabym odpuścić
ostatni rok nauki, ale byłoby to nieco niesprawiedliwe wobec reszty
uczniów szóstej klasy - powiedziała zupełnie szczerze, co
podniosło mnie na duchu, bo jednak nie byłam pewna, czy zdołam tu
spędzić jeszcze rok. Kochałam Hogwart, ale to mogło nie
wystarczyć. - A pan, panie Weasley, wróci pan, żeby w końcu
porządnie się uczyć czy nie? - zapytała z charakterystycznym dla
niej przekąsem.
-
Jeszcze nie wiem, pani profesor, muszę to przemyśleć -
odpowiedział pod nosem Ron, a na jego policzkach zagościły
rozległe rumieńce. Uśmiechnęłam się szeroko, bo przecież
znałam swojego brata i jego zapał do nauki. Na pewno był jednym z
tych, którzy najbardziej ucieszyli się z informacji, że nie muszą
wracać na ostatni rok nauki do Hogwartu.
-
A jakie plany ma pan Potter? - zagadnęła Harry'ego, który do tej
pory stał cicho i nieruchomo zaraz przy drzwiach gabinetu. Gdy
usłyszałam jej pytanie, dotarło do mnie, że sama bardzo
chciałabym na nie znać odpowiedź. Ale Harry tylko wzruszył
ramionami.
-
Naprawdę nie wiem, pani profesor. Nie czuję się teraz w mocy
podejmowania jakichkolwiek dalekosiężnych planów - odpowiedział z
wysiłkiem, a ja zauważyłam, że to wszystko sprawia mu straszny
ból, że naprawdę nie wie, co zrobić i nie mówi tego tylko
dlatego, że nie chce urazić profesor.
-
Och, to zrozumiałe Harry - zwróciła się do niego czule
nauczycielka. - Po tym wszystkim potrzebujesz czasu, żeby ochłonąć,
a potem na pewno będziesz wiedział, co dla ciebie najlepsze.
-
Tak, Harry - zaczął z entuzjazmem Ron. - Jest ci na pewno ciężko,
ale jesteśmy z tobą, wracasz z nami do Nory, prawda?
Spojrzałam
w stronę Pottera i czekałam z głośnym biciem serca na odpowiedź.
Bardzo chciałam, żeby był z nami w Norze. Wtedy mogłabym próbować
zrozumieć, co się z nim dzieje i walczyć o naszą miłość. Bo
nie sądziłam, że przestał mnie kochać, był po prostu zagubiony.
-
Tak, chyba tak, chyba pojadę z wami - odpowiedział z wahaniem, ale
pod koniec podniósł głowę, spojrzał na Rona i delikatnie się
uśmiechnął. To był promyk nadziei na jego smutnej i zagubionej
twarzy.
Mój
brat wziął pod rękę Hermionę i dołączyli do Harry'ego, który
stał najbliżej wyjścia. Byłam parę kroków za nimi, nim wyszłam,
usłyszałam głos profesor McGonagall.
-
Jesteś mu potrzebna, Ginny. Jak nigdy dotąd - powiedziała z troską
w głosie.
Kiwnęłam
tylko głową, nie potrafiłam się odwrócić, bo w moich oczach
lśniły łzy. Usłyszałam to zapewnienie od osoby, która nie miała
bladego pojęcia o łączącym nas uczuciu. Usłyszałam je od
nauczycielki transmutacji, a nie od niego samego. Czułam, że przede
mną trudne chwile, ale wiedziałam, co powinnam robić. To był
moment, w którym musiałam pomóc mu uporać się z przeszłością,
niezależnie od tego, czy tej pomocy ode mnie oczekiwał czy nie.
Po
wizycie w gabinecie dyrektora zabrałam resztki swoich rzeczy, bo
jako jedyna cokolwiek w Hogwarcie miałam, i spotkaliśmy się
wszyscy na odbudowanym dziedzińcu. Mama z tatą, Bill z Fleur, Ron z
Hermioną, Charlie, George, a nawet Percy, oraz ja i Harry.
Chcieliśmy być po tym wszystkim razem, w naszym cudownym domu, w
Norze i odpocząć, po prostu odpocząć. Czekaliśmy chwilę na
świstoklika i przenieśliśmy się w mgnieniu oka do kuchni w Norze.
Poczułam, że znów jestem w domu. Cała, zdrowa i szczęśliwa, no
prawie. Do pełni szczęścia wciąż brakowało mi poważnej rozmowy
z Harrym. Był późny wieczór, więc nie było już sensu próbować
taką rozmowę przeprowadzić. Każdy udał się do swojego pokoju. Z
Ronem w pokoju spał Harry, a ze mną Hermiona, więc nie byłam sama
i nie musiałam bić się z myślami.
Gdy
po wyjściu z łazienki, usiadłam na łóżku, zobaczyłam, jak
przyjaciółka przygląda mi się z troską.
-
O co chodzi, Hermiono? - zapytałam z ciekawości. Chyba nie
wyglądałam aż tak źle, żeby patrzeć na mnie z takim smutkiem w
oczach.
-
O nic, po prostu zastanawiam się, co będzie z tobą i Harrym -
odpowiedziała niepewnie, robiąc przy tym niespokojną minę. Oczy
miała smutne, jakby wiedziała coś, o czym ja nie wiem.
-
Nie wiem - odparłam bez zastanowienia i odkryłam w końcu, że
naprawdę tego nie wiem. Wierzyłam, że do siebie wrócimy i
wszystko zaczniemy od nowa, ale nawet nie wiedziałam, czy Harry ma w
ogóle na to ochotę. Od czasu przytulenia po zwyciężeniu
Voldemorta nawet z nim nie rozmawiałam. Dotarło do mnie to wszystko
z podwójnym bólem i poczułam, jak łzy spływają mi do oczu.
Odwróciłam się szybko w stronę okna. - Jestem zmęczona, pójdę
już spać. Dobranoc, Hermiono - powiedziałam przytłumionym i
słabym głosem, co Granger na pewno nie umknęło, ale nic na ten
temat nie powiedziała. Może rozumiała, że potrzebuję czasu tylko
dla siebie.
-
Dobranoc, Ginny. Śpij dobrze - odpowiedziała i sama też położyła
się do łóżka.
Tej
nocy długo nie mogłam zasnąć, rozmyślałam o przyszłości i
analizowałam różne scenariusze losów moich i Harry'ego. Było to
bardzo męczące. Gdy już zasnęłam, dręczyły mnie koszmary.
Śniło mi się, że Potter przegrał z Voldemortem, a ja, jako
miłość, która go nie uratowała, byłam oskarżana przez
wszystkich o klęskę. Obudziłam się zlana potem, zobaczyłam, że
jest dopiero siódma rano i zastanawiałam się, co zrobić. Nie
mogłam jednak dłużej usiedzieć w pokoju, ubrałam się i ruszyłam
na dół, gdzie mama już powoli szykowała śniadanie. Molly Weasley
zawsze na posterunku.
-
Dzień dobry, mamo - przywitałam ją całusem w policzek i uśmiechem
na twarzy, choć do śmiechu mi nie było. Podkradłam kawałek
papryki, za co skarciła mnie wzrokiem, bo o mało co nie zaatakował
mnie zaczarowany nóż.
-
Jak zwykle, Ginny, jak zwykle - powiedziała złowrogim tonem, ale na
jej twarzy gościł uśmiech. Po raz pierwszy od dawna mogła
spokojnie się uśmiechnąć, a na zegarze wiszącym w kuchni przy
naszych imionach nie było już wszędzie tego złowrogiego "w
śmiertelnym niebezpieczeństwie". - Ale czemu ty tak wcześnie
wstałaś? - zapytała po chwili z wyraźną troską.
-
Nie mogłam spać, więc postanowiłam ci pomóc - odparłam od razu,
nie chcąc słuchać kolejnych pytań, zrobiłam wesołą minę i
zabrałam się do krojenia pieczywa. Właściwie to do wymachiwania
różdżką, która sterowała nożem krojącym pieczywo. W domu
Weasleyów nic nigdy nie było normalne.
Mama
nic nie odpowiedziała, widocznie wiedziała, że nie ma sensu tego
roztrząsać i gdy będę potrzebowała pomocy, to sama do niej
przyjdę. W końcu znała mnie jak nikt inny, chyba nawet lepiej niż
ja sama.
Po
pół godziny do kuchni zszedł tata, a niedługo po nim Charlie i
Bill. Zajęli się uprzątnięciem jadalni, w której miało odbyć
się śniadanie. Około ósmej trzydzieści wszystko już było
gotowe, a na dole zjawili się prawie wszyscy członkowie rodziny.
-
Harry jeszcze śpi? - zwróciła się mama do Rona.
-
Jak wychodziłem z pokoju, to właśnie się budził - odpowiedział,
a mama nie zadawała więcej pytań. Każdy na Pottera chuchał i
dmuchał, baliśmy się o niego. W końcu żadne z nas nie było
Chłopcem, Który Przeżył i nie wiedzieliśmy, z czym tak naprawdę
musi się borykać.
Harry
pojawił się jednak dosyć szybko i usiadł przy stole obok Billa i
Fleur, a moje serce fikało wesoło koziołki na jego widok, choć
myśli krzyczały, że wciąż nie wszystko jest w porządku. Właśnie
podczas tego śniadania mama stwierdziła, że potrzebne nam są
wakacje. Doszła do tego wniosku, patrząc na nas wszystkich,
zmęczonych, apatycznych i zagubionych. Właściwie to miała rację,
wszyscy potrzebowaliśmy odpoczynku.
Po
śniadaniu pomagałam mamie uporządkować dom i cały czas słuchałam
o tym, gdzie moglibyśmy się wybrać. Zastanawiało mnie jednak,
skąd weźmiemy na to pieniądze. Wycierałam kredens w salonie, gdy
zobaczyłam, jak Harry wychodzi z Nory. Chciałam za nim pobiec, ale
nie miałam odwagi. Szczerze mówiąc bałam się tej rozmowy,
obawiałam się, że Harry mnie odrzuci. W głowie wciąż dudniły
mi słowa profesor McGonagall. "Jesteś
mu potrzebna, Ginny. Jak nigdy dotąd." Tylko
skąd ta pewność? Ja jej wcale nie miałam. Nie czułam, że byłam
wtedy potrzebna Temu, Który Pokonał Voldemorta. Czułam się jak
zwykła, przeciętna dziewczyna, których on mógł mieć na pęczki.
Ani razu od bitwy o Hogwart Harry nie dał mi do zrozumienia, że
jakkolwiek zależy mu na mojej obecności. Rozmawiał tylko z Ronem i
Hermioną, od czasu do czasu odpowiadał coś z czystej grzeczności
mamie czy tacie, do mnie nie odzywał się wcale. Postanowiłam
jednak się nie poddać, nie po tym wszystkim, co przeszliśmy.
Przy kolacji
zapadła decyzja, że faktycznie wyjedziemy na wakacje. Tata wybrał
Hiszpanię, bo zawsze chciał zrozumieć fenomen piłki nożnej,
dlatego już następnego dnia byliśmy w samolocie z Londynu do
Barcelony. Zdziwiło mnie, że lecimy samolotem, a nie przy pomocy
proszku Fiuu czy jakiegokolwiek innego czarodziejskiego środka
transportu, chyba po prostu wszyscy byliśmy zbyt zmęczeni magią.
Bycie czarodziejem to wspaniałe życie, jednak niesie ze sobą
mnóstwo trudności, szczególnie gdy musisz stawić czoła takim
kreaturom jak Lord Voldemort. Może i te wakacje były spontanicznym
i nieprzemyślanym pomysłem, jednak czułam, że przyniosą nam
wiele dobrego.
~*~
Co robi student
dzień przed trzema trudnymi egzaminami? Na pewno się nie uczy.
Dodaje rozdział na bloga? Są i tacy. Ja się do nich zaliczam. So,
enjoy.
Liczę na Wasze
komentarze (za równo negatywne jak i pozytywne), sami wiecie, że to
cudowna motywacja <3
Podawajacie również
adresy swoich blogów, chętnie wpadnę i poczytam, jak tylko sesja
się skończy :)
Commi.
Ojejciu, bardzo fajne <3
OdpowiedzUsuńMało jest dobrych blogów o Hinny, większość nie lubi kanonu.
Najbardziej spodobała mi się McGonnagall, ogólnie ją uwielbiam <3
Wakacje w Hiszpanii, zgaduję, że będzie ciekawie.
PS – Mam nadzieję, że pamiętasz o fascynacji Artura, lot samolotem musiał być spełnieniem jego marzeń!
Pozdrawiam :* I powodzenia na egzaminach :)
Zapraszam – http://zyj-szczesliwie-nowe-pokolenie.blogspot.com/
Coraz lepiej podąża twoja historia, a jak ja to mówię, dobrym Hinny się nie gardzi. Więc czekam na dalsze rozdziały i komentuje byś wiedziała że czytam, że mi się podoba.
OdpowiedzUsuńRzadko czytam Hinny, ale to mi się podoba i chyba zostanę tu dłużej ;)
OdpowiedzUsuńKomentarzy pisać nie umiem, więc się nie rozpiszę :')
Na przyszłość dużooo weny,
Pozdrawiam
I zapraszam do mnie: kochasiezanic-dramione.blogspot.com
*Księżniczka Półkrwi
Rzadko kiedy czytam Hinny w którym Harry i Ginny nie są od razu razem, więc historia mnie zaciekawiła. Nigdy nie umiałam pisać długich komentarzy :(
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam!